Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:301.10 km (w terenie 301.10 km; 100.00%)
Czas w ruchu:20:04
Średnia prędkość:15.00 km/h
Suma podjazdów:7774 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:60.22 km i 4h 00m
Więcej statystyk

Bike Maraton #5 Tarnów - przygrzało w garnek

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria maratony (XCM)
Bike Maraton #5 Tarnów - przygrzało w garnek

MEGA 60 km, 03:42:31, 39/M2, 103 OPEN


To był baaardzo gorący maraton i wyjątkowo sporo pod górę. Do tego droga przez mękę po palących asfaltach, ale też i chwila przyjemnej jazdy w lesie po trudnych, wypłukanych szlakach. Oraz killer - bardzo ostry zjazd.
Spotkanie na końcu z Michałem (który ściga się w PP - GIGA) i pożyczenie mu bidonu. I jazda do mety za gościem, który nie potrafił zjeżdżać, a był przede mną, musiałem go wyprzedzić, dość ryzykownie... straszni ludzie są na tym BM. Zresztą jak wszędzie - amatorka...

Track GPS w serwisie BikeBrother.com

Cyklokarpaty #5 Pruchnik - kiedy zaczynasz czuć respekt

Sobota, 3 lipca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria maratony (XCM)
Cyklokarpaty #5 Pruchnik - kiedy zaczynasz czuć respekt

GIGA 80 km, 04:51:10, 11/M2, 18 OPEN


Kolejne ciężkie wybranie się w teren. Kilka godzin jazdy w siodełku.
I podsumowanie przez 2 panów z kategorii M4 i M5, że cienki jestem. No bo jestem. Treningów brak. Ale ukończyłem, jestem z siebie dumny, niektórym nawet na MEGA się nie udało, bo zeszli 17 km przed metą... Zapunktowałem dla drużyny. Dzięki temu stanęliśmy na podium!

Tygodniowe nastawienie, że znowu pojedzie się GIGA i spędzi ponad 4 godziny w siodełku działa pozytywnie. Wiadomo, o wynik dobry nie walczę, bo formy nie ma. Spokojnie na starcie ustawiam się w drugim sektorze obok kolegów z teamu. Na Garminie puls lekko koło 70 czyli całkowicie bezstresowo. Mój cel to przejechać 2 pełne okrążenia tego katorżniczego maratonu. Znałem go ze edycji wcześniejszych, w 2007 i 2008 roku tu startowałem, mam nawet pamiątkową żółtą czapeczkę oraz mini-apteczkę.

Chwila nerwowości i wystartowali. Jak zwykle ciężki przejazd przez bramę, wąsko i co chwile ktoś niebezpiecznie hamuje. Na szczęście szybko dostajemy się na asfalt i mozolnie wspinamy się w górę. Nie było mocy u mnie, noga ledwo kręciła, czołówka wypruła mocno do przodu nawet jej nie widziałem, mnie co chwilę mijały kolejne osoby. Wiedziałem, że muszę zachować siły na drugie okrążenie, więc się oszczędzałem. Potem dojazd do lasu i zjazd, piękny. Sporo osób jechało bardzo wolno, widać trafiłem w stawkę dość początkujących i niedoświadczonych osób, nie było jak wyprzedzać. Potem przejście przez rzeczkę i mozolne wspinanie się w lesie. Sporo osób zaczęło schodzić z rowerów, nie usuwało mi się, nie mogłem jechać na młynku do góry. Nie lubię podchodzenia, wolę podjeżdżać, tak to mnie przynajmniej skurcze nie złapią.

I tak się wspinamy, jedziemy, tasuję się z "dużym panem" znanym z edycji w Strzyżowie, dziś on niestety nie jedzie na GIGA bo "za dużo to zdrowia kosztuje". No i ma rację... Z dalszej części maratonu niewiele pamiętam, ciągle gęsto na trasie, potem sporo jechałem sam po szutrach i asfaltach i za sobą ciągnąłem kilka osób, jechało mi na kole i wykorzystywało to, ale nikt nie chciał dawać zmian. Na zjazdach darłem jak głupi ile sił w nogach na najcięższym przełożeniu. Mając niskie ciśnienie w oponach przerobionych na bezdętkowe mogłem zasuwać po tych szutrach ile fabryka dała. I tak trasa była dość nudna, monotonna. Miejscami zaczęło się także ściemniać i chmurzyć. Trasę znałem z poprzednich lat, potem dojazd do ściany - podejścia i pamiętne zjazdy trudnymi koleinami. Wcześniej widzę fotografa, więc zamiast iść wsiadam na rower i zawzięcie kręcę - stąd właśnie to foto... Zjazd był trudny, jechało się grzbietem koleiny, do tego było ślisko, miejscami trochę błota i ciężko się zjeżdżało, gdy palce i ręce odmawiały już posłuszeństwa. Dojazd do stadionu, przejazd przez metę.

Trochę się tutaj pogubiłem, ale Prucek krzyczy że MEGA/GIGA w prawo więc przejeżdżam koło bufetu nie zatrzymując się - wypatruję Marzenki, która ma mi podać bidon na wymianę, w bukłaku na plecach mam jeszcze sporo picia. Uff, znalazłem ją, jak się okazało trasa prowadziła nie przez stadion tylko obok, za samochodami. Zawodnik z Jasło Bike mnie popędza, ja jednak muszę wziąć bidon i jadę dalej. Szybka ta wymiana była. Potem wlokę się do góry po asfalcie, jest ciężko. Jasło mi ucieka, w sumie jadę sam i już nie na takiej świeżości pokonuję ten podjazd co za pierwszym kółkiem.

Teraz jest już luźniej na trasie, samodzielnie praktycznie pokonuję zjazd w lesie, przejście przez rzeczkę i wspinanie się na młynku. Teraz nikt przede mną nie schodzi z roweru, a ci co byli to ich mijam. Jest luźniej na drugiej pętli. Dojazd do rozjazdu MEGA/GIGA, ja wybieram w lewo. Skąpo ubrana dziewczyna niby wskazuje drogę, a tak naprawdę rozprasza uwagę, kamyczki były dosyć luźne więc trzeba było uważać. I teraz zaczęła się jazda, wyprzedam starszego pana, pamiętam, że na pierwszej pętli zjeżdżał dość asekuracyjnie (wolno), popełniam jednak błąd, wybieram zły tor jazdy i to on mnie wyprzedza. Tym razem jedzie dużo szybciej, więc już trzymam się za nim. Potem pamiętny przejazd przez pole i zasuwanie w dół. Mając w pamięci poprzeczny głęboki i niebezpieczny przekop hamują dosyć ostro, jednak setka innych uczestników wybrała inny tor jazdy i pokonuję pole na przeprostą, tym samym omijając ów przekop, co było dla mnie zdziwieniem. Dogania mnie 2 panów z kategorii M5 i M4 jak się później okazuje i tak sobie idziemy razem do góry, a potem ja jadę samotnie technicznym fragmentem w lesie.

Po dojeździe na szutry ów panowie mnie dochodzą i trzymają mi się na kole. Coś tam sobie gadamy po czasie, jeden z nich przytacza historię lekarki, która na badaniach EKG stwierdziła, że serce za wolne bije i trzeba włożyć mu rozrusznik. Nie wzięła jednak pod uwagę, że ów pan od wielu lat amatorsko trenuje kolarstwo... Dość długo tak jedziemy, ja jednak powoli opadam z sił, poznani doświadczeni bikerzy mnie mobilizują, żebym dawał z nimi, jednak zostaję sam. Po czasie zaczyna padać deszcz, akurat na szybkim szutrowym zjeździe, robi się zimno. Potem wjazd w las i błot, całkowicie odechciewa mi się jechać. Wtedy to poczułem respekt do trasy, przyrody, pogody a i tych 2 panów przede mną, którzy mieli siły tak jechać...

Jakoś się toczę powoli do przodu, nikogo nie ma przede mną ani za mną i tak sobie jadę. Zjazd po trafie szybki stał się niebezpieczny, bo było mokro. Zaliczam małą glebę, hamuję bokiem przez dłuższy odcinek. Jednak szybko się zbieram, nic mi się na trawie nie stało i jadę dalej, już wolniej. Potem dojazd do zabudowań, koło sklepu i wspinaczka do góry. Dogania mnie jakiś młodszy zawodnik, jak się później okazuje akurat M2 i GIGA, czyli moja kategoria. Łapią go skurcze, jednak po chwili mnie wyprzedza i jedzie dalej. Potem znowu mozolna wspinaczka do góry, mijam tutaj z 5 osób, które jeszcze kończą MEGA (!), usuwają mi się z drogi i jadę dalej. Potem znowu trudny zjazd koleinami, jakoś walczę, chociaż ręce dużo słabsze i trzeba bardziej uważać. Dojeżdżam w końcu do mostka, przejazd, asekuracyjnie na stadion i daję. Jest w końcu meta. Udaje się. Prawie 5 godzin jazdy.

Na mecie dowiaduję się, że moja heroiczna walka nie poszła na marne, ponieważ kolega z teamu nie ukończył rywalizacji, a miał jechać GIGA. Natomiast Tomek oczywiście GIGA ukończył i zajął wysokie miejsce, bardzo dobrze poszło natomiast Damianowi. Piotrek również dowiózł cenne punkty dla drużyny i tym samym w końcu stanęliśmy na podium w klasyfikacji drużynowej.

Teraz pasuje chwilę wypocząć od maratonów, jednak na to się nie zanosi...

Track GPS w serwisie BikeBrother.com