Eska Fujifilm Bike Maraton #1 Wrocław - tylko kurz i pył
Niedziela, 19 kwietnia 2009
· Komentarze(0)
Kategoria maratony (XCM)
Eska Fujifilm Bike Maraton #1 Wrocław - tylko kurz i pył
MEGA 59 km, 02:11:57, 55/M2, 107 OPEN
Pierwszy maraton w tym sezonie. Czas na sprawdzenie się na znajomej sobie trasie. Aż trudno uwierzyć że to minął już rok od ostatniego maratonu na tej trasie. Miało być lepiej w tym roku, postanowienia z września były mocne ale skończyło się na pobożnych życzeniach. Nie ma teamu - z dwóch opcji żadna nie wypaliła, dalej muszę sobie opłacać sam wpisowe mimo że mam wpisane "AZS PWR WROCŁAW". No tak, reprezentuję ten team, ale co z tego? Na razie prawie nic oprócz paru zniżek... Tak samo z zimowymi treningami - kilka razy basen, siłownia, kilka godzin na trenażerze - nic więcej, motywacja opadła jak cele się oddalały z powodów komplikacji teamowych. Wiedziałem, że bez wsparcia z zewnątrz nie będzie pieniędzy na ściganie się. No ale mniejsza już o to.
To był najszybszy maraton w jakim brałem do tej pory udział. Piękna pogoda, słońce, sucho jak pieprz od 2 tygodni bez deszczu. Trasę wcześniej dwukrotnie przejechałem treningowo (raz w odwrotnym kierunku - moim zdaniem dużo ciekawsza) więc była mi znana. Już od początku tempo było bardzo wysokie, noga podawała, z oddechem nie było problemów. Do tego mnóstwo kurzu i pyłu na polach co mi, alergikowi i astmatykowi, znacznie utrudniało oddychanie. Po paru kilometrach mnie zatkało. W sumie niewiele pamiętam z tego maratonu ze względu na tempo. To nie był maraton MTB. To było prawie jak szosowe kryterium w zwolnionym troszkę tempie. Blisko 30 km/h średnia zwycięzcy coś o tym mówi...
Na początku w lesie zyskałem trochę miejsc, ominąłem gruzy i kamienie ścieżką w lewo, nawet głośno mówiłem "dawajcie w lewo" ale mało kto mnie posłuchał przez co pewnie ktoś złapał gumę a i stracił sporo sił i czasu. Potem na podjeździe dogoniła mnie ekipa z Sikorski Team, na czerwonych ramach Sikorski. Tutaj osłabłem, dalej zjazdy, asekuracyjne. Mezcale 1.9 to jedna troszkę wąskie opony, do tego miałem dętki więc nie chciałem dobić, żeby kapcia nie złapać, a co ciekawe widziałem sporo osób które musiały zmieniać dętki...
Trasa bardzo szybka, niewiele mi w głowie utkwiło. Wkurzał mnie okropnie licznik, który błędnie wskazywał ilość kilometrów. I beepanie pulsometru, zapomniałem wyłączyć! Pierwszy bufet minąłem bez zatrzymania, na drugim dolałem wodę do bidonu, jeżdżę tylko na jednym więc kiedyś uzupełniać trzeba. Skonsumowanie żela energetycznego i jazda. Dzięki tabliczkom i wcześniejszemu objazdowi trasy wiedziałem ile do końca i ile sił mam jeszcze. Nie było tak jak rok temu nagłego odpływu energii. Dawałem do końca ile mogłem. Prowadziłem grupkę przez pola, biłem się pod wiatr, ktoś chciał uciec, wyprzedzić mnie, ale ja to zaraz kasowałem i nie dawałem się. Finisz był z zawodnikiem Votum Team, jednak ze względu na indywidualny pomiar czasu był on i tak przede mną na liście wyników.
Potem krótkie rozmowy ze znajomymi, paru tu spotkałem, m.in. tehana z light-bike forum, oczywiście trenera, który miał niezłego pecha i innych zawodników - kolegów.
Trasa nudna, szybka, płaska, bardzo łatwa. Maraton masowy, mnóstwo ludzi, organizacja na przyzwoitym poziomie. Mogłem sobie plecak zostawić, opisali, a przy odbiorze nawet nie było problemów, że coś zginęło ze środka.
Miejsce jak na początek sezonu przyzwoite, znacznie lepiej niż przed rokiem, ale tutaj nie było błota, mega błota i syfu, inaczej się jechało, na polach strasznie nierówno i tyłek wytrzepało, przydałby się full jednak...
Zobaczymy jak będzie następnym razem, w tym roku planuję jechać maratony z tego cyklu bo mam tu niewielką zniżkę oraz osoby z teamu jeżdżą to może z transportem nie będzie problemów. Jak mi nie będą z niczym kolidowały terminowo i będą pieniądze to pojadę. A teraz należy zabrać się do treningów...
MEGA 59 km, 02:11:57, 55/M2, 107 OPEN
Pierwszy maraton w tym sezonie. Czas na sprawdzenie się na znajomej sobie trasie. Aż trudno uwierzyć że to minął już rok od ostatniego maratonu na tej trasie. Miało być lepiej w tym roku, postanowienia z września były mocne ale skończyło się na pobożnych życzeniach. Nie ma teamu - z dwóch opcji żadna nie wypaliła, dalej muszę sobie opłacać sam wpisowe mimo że mam wpisane "AZS PWR WROCŁAW". No tak, reprezentuję ten team, ale co z tego? Na razie prawie nic oprócz paru zniżek... Tak samo z zimowymi treningami - kilka razy basen, siłownia, kilka godzin na trenażerze - nic więcej, motywacja opadła jak cele się oddalały z powodów komplikacji teamowych. Wiedziałem, że bez wsparcia z zewnątrz nie będzie pieniędzy na ściganie się. No ale mniejsza już o to.
To był najszybszy maraton w jakim brałem do tej pory udział. Piękna pogoda, słońce, sucho jak pieprz od 2 tygodni bez deszczu. Trasę wcześniej dwukrotnie przejechałem treningowo (raz w odwrotnym kierunku - moim zdaniem dużo ciekawsza) więc była mi znana. Już od początku tempo było bardzo wysokie, noga podawała, z oddechem nie było problemów. Do tego mnóstwo kurzu i pyłu na polach co mi, alergikowi i astmatykowi, znacznie utrudniało oddychanie. Po paru kilometrach mnie zatkało. W sumie niewiele pamiętam z tego maratonu ze względu na tempo. To nie był maraton MTB. To było prawie jak szosowe kryterium w zwolnionym troszkę tempie. Blisko 30 km/h średnia zwycięzcy coś o tym mówi...
Na początku w lesie zyskałem trochę miejsc, ominąłem gruzy i kamienie ścieżką w lewo, nawet głośno mówiłem "dawajcie w lewo" ale mało kto mnie posłuchał przez co pewnie ktoś złapał gumę a i stracił sporo sił i czasu. Potem na podjeździe dogoniła mnie ekipa z Sikorski Team, na czerwonych ramach Sikorski. Tutaj osłabłem, dalej zjazdy, asekuracyjne. Mezcale 1.9 to jedna troszkę wąskie opony, do tego miałem dętki więc nie chciałem dobić, żeby kapcia nie złapać, a co ciekawe widziałem sporo osób które musiały zmieniać dętki...
Trasa bardzo szybka, niewiele mi w głowie utkwiło. Wkurzał mnie okropnie licznik, który błędnie wskazywał ilość kilometrów. I beepanie pulsometru, zapomniałem wyłączyć! Pierwszy bufet minąłem bez zatrzymania, na drugim dolałem wodę do bidonu, jeżdżę tylko na jednym więc kiedyś uzupełniać trzeba. Skonsumowanie żela energetycznego i jazda. Dzięki tabliczkom i wcześniejszemu objazdowi trasy wiedziałem ile do końca i ile sił mam jeszcze. Nie było tak jak rok temu nagłego odpływu energii. Dawałem do końca ile mogłem. Prowadziłem grupkę przez pola, biłem się pod wiatr, ktoś chciał uciec, wyprzedzić mnie, ale ja to zaraz kasowałem i nie dawałem się. Finisz był z zawodnikiem Votum Team, jednak ze względu na indywidualny pomiar czasu był on i tak przede mną na liście wyników.
Potem krótkie rozmowy ze znajomymi, paru tu spotkałem, m.in. tehana z light-bike forum, oczywiście trenera, który miał niezłego pecha i innych zawodników - kolegów.
Trasa nudna, szybka, płaska, bardzo łatwa. Maraton masowy, mnóstwo ludzi, organizacja na przyzwoitym poziomie. Mogłem sobie plecak zostawić, opisali, a przy odbiorze nawet nie było problemów, że coś zginęło ze środka.
Miejsce jak na początek sezonu przyzwoite, znacznie lepiej niż przed rokiem, ale tutaj nie było błota, mega błota i syfu, inaczej się jechało, na polach strasznie nierówno i tyłek wytrzepało, przydałby się full jednak...
Zobaczymy jak będzie następnym razem, w tym roku planuję jechać maratony z tego cyklu bo mam tu niewielką zniżkę oraz osoby z teamu jeżdżą to może z transportem nie będzie problemów. Jak mi nie będą z niczym kolidowały terminowo i będą pieniądze to pojadę. A teraz należy zabrać się do treningów...