Eska Fujifilm Bike Maraton #2 Boguszów Gorce - ile to jest 5 km?

Sobota, 9 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria maratony (XCM)
Eska Fujifilm Bike Maraton #2 Boguszów Gorce - ile to jest 5 km?

MEGA 55 km, 02:30:22, 32/M2, 60 OPEN
Kolejny maraton z tego cyklu co wcześniej startowałem. Szumnie nazywany górską edycją. Trasa moim zdaniem prosta, szybka, ale ilość podjazdów dała mi się we znaki. Na zjazdach bolały palce, nie wiem czy to od zbyt mocnego trzymania kierownicy czy też od złego ustawienia klamek i nadmiernego hamowania. Miejsce tak dobre, nie ukrywam że się cieszę, pewnie dlatego iż akademicka czołówka nie brała udziału w imprezie gdyż w tym samym czasie odbywały się AMP w Przesiece... Brakowało mi licznika, wyglądałem już tak od 01:50 ilości kilometrów do końca, jak zobaczyłem tabliczkę 5 km dopiero to dałem ostro dalej... pulsometr na zjeździe zwariował ze względu chyba na trzepoczącą koszulkę intersportu w której jechałem (225 HR MAX na zjeździe???)

Do Boguszowa dojechałem razem z Józkiem z teamu. Transport samochodem, pogoda zapowiadała się piękna. Kilka dni wcześniej krótki deszcz nie powinien jej zbytnio urozmaicić. Nie myliłem się. Start zaczął się trochę kłopotliwie, 2 sektor a ja na końcu. Ludzie nie chcieli się usuwać pod górkę, czułem na początku moc chciałem wyprzedzać, ale nie było miejsca. Potem to tylko jazda góra-dół-góra, w sumie niewiele pamiętam. Długi czas tasowałem się z zawodnikiem z MTB Votum Team Wrocław - Jakubem Chylińskim, a to on raz z przodu, a to ja. I tak do końca praktycznie. Miałem w pewnym momencie dość. Jak zobaczyłem podjazd - ściankę to skapitulowałem i końcówkę podszedłem bo stwierdziłem że tak będzie szybciej. Na zjazdach bałem się, że złapią mnie skurcze. W lesie było mi wyjątkowo zimno zwłaszcza w nogi, żałowałem że nie ubrałem nogawek. Kiedy minęło już prawie 2 godziny na pulsometrze, wypatrywałem tabliczki z ilością kilometrów do końca. Jednak jej nie było. Chwilę po ostatnim bufecie pojawiła się. Jest - tylko 5 km. Dawałem ostro, czułem że mam jeszcze sporo sił, w końcu to tylko 5 kilometrów. Ale jakich... ciągle do góry, zjazdy były niebezpieczne ze względu na dublowanie zawodników z dystansu MINI. Nie wiadomo jak oni się zachowają. Jedzie sobie taka grupka spokojnie, dwoma pasami ścieżki, zamiast się usunąć bo "ściganty" jadą to oni w najlepsze. I licz tu na wyrozumiałość... Kiedy dogoniłem kolegę z teamu, Mateusza wiedziałem już że jest dobrze. On startował z pierwszego sektora, więc miałem co najmniej 3 minutową przewagę nad nim. Zawodnik Votum-a wykorzystał wolną ścieżkę w korku pod górkę i mnie wyprzedził, nie udało mi się już go dogonić. Na jednym z ostatnich ciężkich podjazdów grupka kibiców stała w ciszy i skupieniu przyglądając się katordze zawodników, którzy wylewają siódme poty by wjechać do góry. Ja rzuciłem "Co tu tak cicho? Może byście jakąś muzykę włączyli" - wszyscy w śmiech. Trzeba było jakoś rozruszać to towarzystwo. Potem już tylko meta, wjazd i umieranie. Miałem dość, położyłem się na ziemi w słońcu, wypiłem wodę, zjadłem pomarańcze, banany a kolega z teamu Paweł skwitował mój "wczesny" przyjazd "o jak szybko". Tak, tyle że do niego straciłem ponad 8 minut, a do zwycięzcy prawie 20 więc kiepsko...
Ale z miejsca byłem bardzo zadowolony. Pierwszy raz udało mi się tak wysoko wskoczyć w ogólnopolskim maratonie, nieoficjalnie byłem 29 w kategorii. Jednak to mogło się zmienić, gdy jakiś zawodnik z sektora 2-go czy dalszych jechał szybciej ode mnie, ponieważ każdy sektor startował z 3-minutowym opóźnieniem, a w dodatku każdy ma indywidualnie mierzony czas. No i się zmieniło, z 3 dziesiątki wypadłem, trafiłem do czwartej. Ale i tak byłem zadowolony, mimo iż miałem świadomość tego, że dobre miejsce zawdzięczam nieobecności czołowych "akademickich" ścigantów, którzy w tym samym czasie wypruwali sobie żyły na Akademickich Mistrzostwach Polski w Przesiece...
Start zaliczam do udanych, sprzęt się sprawdził, zero laczków, świetna trakcja na niskim ciśnieniu, Rocket Ron z przodu nawet trzymał w zakrętach, ale zachowywał się dosyć nerwowo. Niestety nie miałem okazji przetestować go na mokrym, ale na sypkim i suchym dawał rady, jednak zauważalnie gorzej od Nobby Nic.
Teraz tylko zostaje szlifować formę, bić kilometry, których nie udało się zrobić w zimie i przygotowywać się do następnego startu. Pozdrower!

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa eczet

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]