MTB Martahon #4 Międzygórze - alpejski zgon

Sobota, 19 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria maratony (XCM)
MTB Martahon #4 Międzygórze - alpejski zgon

MEGA 45 km, 03:54:58, 97/M2, 230 OPEN


Po miesiącu przerwy w celu odstresowania się między jednym egzaminem (piątkowym) a drugim (wtorkowym) wybrałem się na maraton z cyklu MTB Marathon. Już przed sezonem w celu mobilizacji startowej i wyróżnienia się kupiłem sobie pakiet 3 startów MEGA oraz indywidualny numer startowy. Niestety do tej pory nie udało mi się wystartować w żadnej edycji - Dolsk odpuściłem, a Międzygórze mi przenieśli na lipiec. Tak więc złożyło się, że startować muszę, by wykorzystać pakiet, bo później nie będzie kiedy...

Przypomniałem sobie o chłopaku poznanym w pociągu - Bartku z Cyklotrampu. Miał dla mnie wolne miejsce w samochodzie więc w sam raz.

Trasa była baaardzo wymagająca. Nigdy nie sądziłem, że można tyle jechać do góry z młynka w polskich górach. Podjazd na Śnieżnik mnie wykończył. Kto by pomyślał, że przejechaniu 45 km zajmie mi prawie 4 h. Porażka. Całkowity brak formy, przerwa w jeżdżeniu na rowerze (nie treningach nawet...) odcisnęła wielkie piętno. Po 2 godzinie jazdy zaczęła się walka o przetrwanie, by w 3 godzinie był to już po prostu alpejski "zgon" - czyli jazda siłą woli... A dlaczego "alpejski"? Bo organizator maratonu chwalił się, że tak poprowadzona trasa w tych terenach przypomina ściganie się w Alpach, gdzie jest wiele szutrówek i sporo przewyższeń do pokonania na dość krótkich odcinkach - czyli ciągłe wspinanie się do góry...

Trasa monotonna, nudna, szutrowa, sporo błota, ale z elementami technicznymi i świetnym zjazdem ze schroniska - przypomniały mi się Czechy oraz tamtejsze zjazdy... mniam poezja. Sporo osób tam wyprzedziłem, chociaż sam czułem się niepewnie i ledwo zaciskałem klamki hamulcowe bo palce i dłonie całe mi zesztywniały.

Sam maraton potraktowałem czysto rozrywkowo, ponieważ o jakimkolwiek dobrym miejscu mogłem zapomnieć, formy w ogóle nie ma. Już w trakcie jazdy celem nadrzędnym dla mnie było ukończenie tej rywalizacji. Trasa była cholernie wymagająca kondycyjnie, ostatni raz tyle na młynku przejeździłem na mini zgrupowaniu w Czechach... (Głuchołazach).

Pogoda nie dopisała do końca na maratonie, całe szczęście że nie padało. Było zimno, pochmurno. Zdecydowałem się na jazdę w nogawkach oraz teamowej bluzie ocieplanej. Na zjazdach, długich, szybkich i wymagających (kamienie mocno wytłukły, ręce odmawiały posłuszeństwa, dłonie nie miały siły zaciskać kierownicy i klamek hamulca, a SID nie nadążał z wybieraniem nierówności) była zbawienia. Natomiast na podjazdach wszystko się we mnie gotowało, było za gorąco. I w ten sposób nie osiągnąłem złotego środka.

Z samego maratonu pamiętam niewiele. Wiem, że znalazłem się w dalekiej stawce zawodników, którzy jeździli dla rekreacji na wypasionych fullach, niektórzy nawet zatrzymywali się podziwiać widoki (!) - a było naprawdę co, sam przy końcu maratonu zerknąłem w prawo, gdy przejeżdżałem pod wyciągiem krzesełkowym - naprawdę wspaniałe górskie widoki, polecam te rejony!

Bufet, pierwszy raz skorzystałem z niego dość obficie. Byłem skrajnie wycieńczony, drugi bufet uratował mi życie. Zatrzymałem się na dłużej, zjadłem trochę owoców, ciastek, napiłem się sporo. Sprawdziłem, co jest nie tak z bukłakiem - właśnie po raz pierwszy w tym sezonie wystartowałem z Hydrapakiem na plecach. Chciałem się przygotować do jazdy na GIGA trasach w Cyklokarpatach. Miałem problem z piciem na trasie, nie zabrałem bidonu, a w bukłaku rozpuściłem Enervita z Bike Maratonu. Do tego za słabo ciągnąłem ustnik i strasznie słabo to leciało. Dopiero się o tym przekonałem na mecie...

Od trzeciej godziny jady i kolejnego podejścia (z buta) na trasie modliłem się o koniec. Patrząc na licznik Garmina kilometry szły baaardzo powoli niestety. Ale gdy już docierałem bliżej mety, widziałem znajome zabudowania, już ostatni singiel w lesie i cięższy zjazd techniczny, widok kibiców liczących na "glebę" zawodnika (ja na szczęście zjechałem cały ostatkiem sił) dotarłem do mety po prawie 4 godzinach jazdy. Był to mój najdłuższy maraton przez dobrych kilkanaście ostatnich startów. I najgorsze miejsce jakie do tej pory zająłem, więc należy szybko zapomnieć o nim.

Sama przygoda fajna, trasa faktycznie górska, alpejska. Zazdroszczę, bo jest gdzie tam pojeździć. Trzeba tylko mieć odpowiednią nogę, żeby te wszystkie górki móc dobrze przeskoczyć...

Track GPS w serwisie BikeBrother.com

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ienap

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]